poniedziałek, 10 września 2012

Blue wind



You, I couldn’t laugh at a single one of your jokes
You…but I knew you were doing it to be nice
26.03.1997

- Mogę? Naprawdę? – Yui z błyszczącymi oczyma patrzyła na dość pokaźnej wielkości pudło stojące przed nią. Było odrobinę niższe od niej samej, ale w końcu kończyła dziesięć lat. Chciała jak najszybciej odpakować prezent.
- Po to go tu przyniosłem! – roześmiał się serdecznie Kazuya.
Dziewczynka nie czekała dłużej na zaproszenie. Od razu dobrała się do pudła. Była tak ciekawa jego zawartości, że z trudem powstrzymywała się przed rzuceniem się na nie i rozrywaniem na kawałeczki. Bała się popsuć to co było w środku. W końcu jednak uporała się z taśmą klejącą, którą było oklejone i otworzyła, tylko po to by znaleźć w nim kolejne, acz nieco mniejsze, pudło. Dźwięczny śmiech Kazuyi sprawił, że obróciła się na pięcie i spiorunowała go wzrokiem. Tak bardzo chciała się dowiedzieć co jest w środku, a ten parszywie się z niej naśmiewał. Mogła się tego po nim spodziewać. Jej przyjaciel często robił kawały, które niespecjalnie ją śmieszyły.
- Mou, jesteś okropny! – naburmuszyła się krzyżując ręce na piersiach.
Nie chciała jednak tak szybko się poddać, toteż tupnęła kilka razy nogą wyrażając tym całą swoją złość i wróciła do rozpakowywania. W kolejnym pudle znalazła jeszcze jedno, a potem następne i następne. W końcu zostało maleńkie pudełko skąd wypadła karteczka z ręcznie wykaligrafowanymi wskazówkami.
- Kazuya! – jęknęła przeciągle powstrzymując łzy. Machnęła mu przed oczyma karteczką. – Kazuya mou jeśli to kolejny żart… - zagroziła mu, ale ten ze śmiechem wyciągnął ją z mieszkania. Przez chwilę maszerowali szarymi ulicami Soraki, by wreszcie dostać się na jej obrzeża. Niewielu ludzi przychodziło na „Wzgórze Nadziei” jak zwykła je nazywać Yui, a Kazuya zazwyczaj nie miał nic przeciwko jej wybujałej wyobraźni. To tam zazwyczaj spędzali czas po szkole, bawiąc się bądź po prostu siedząc jedno obok drugiego zatopieni w swoich myślach. Teraz jednak Yui nie widziała magii tego miejsca. Było jej zimno i do tego dochodziła frustracja po odpakowaniu prezentu i znalezieniu jedynie kolejnych wskazówek.
- Wszystkiego najlepszego, głuptasie – zaśmiał się chłopak, prawdopodobnie nie chcąc już jej dłużej męczyć z szukaniem. Podszedł do ich ulubionego dębu i odszukał schowanej za nim bezkształtnej paczuszki. Wręczył ją na ręce przyjaciółki, a ta z pewną dozą sceptyczności powoli ją otworzyła. Jej oczom ukazał się najwspanialszy prezent jaki mogła sobie wymarzyć. Spojrzała na Kazuyę nie potrafiąc powstrzymać się od uśmiechu, po czym rzuciła mu się w ramiona i ucałowała w policzek.
- Dziękuję – szepnęła przez chwilę tak tuląc się do niego, po czym wróciła do swojej nowej przyjaciółki. Ręcznie robiona gitara błyszczała nowością. Przesunęła palcami po strunach, by z uśmiechem odczytać sentencję wygrawerowaną na jej brzegu:

„Życie, bądź mi przy­jacielem i spraw, bym nie ut­ra­ciła siebie, na Twych krętych drogach.”

Uśmiechnęła się z rozczuleniem i przytuliła do siebie gitarę, wciąż nie mogąc wykrzesać z siebie niczego więcej niż dziękuję. Obiecała sobie, że nigdy nie zapomni tej chwili. Chwili, w której jej uczucia zostały w pełni zrozumiałe. Patrzyła na Kazuyę i wiedziała, że on ją rozumie. Rozumie ją jak nikt inny.
- Teraz możesz zacząć spełniać swoje marzenia – oznajmił cicho błyskając przy tym swoimi białymi ząbkami i sprawiając, że i ona uśmiechnęła się do niego szczerze.

Even crying tears of regret is different…in the wind
25.12.1997

Nie mogła dłużej znieść tej przygnębiającej atmosfery. Zawodząca matka oraz próbujące pocieszyć ją przyjaciółki, a do tego wszystkiego ten odór śmierci, który wciąż unosił się w ich mieszkaniu. Nie potrafiła zmusić się do płaczu, mimo tej oczywistej tragedii. Siedziała na rozpadającym się łóżku z kolanami podciągniętymi pod brodę. Obejmowała je patrząc tępo na Aiko, która leżąc na swoim posłaniu wyglądała jakby spała. Nie oddychała już i to ona była pierwszą osobom, która tego ranka to odkryła, a jednak do tej pory nie mogła zmusić się do płaczu. W końcu wyrwana z letargu przez kolejny jeszcze głośniejszy szloch matki przyprawił ją o mdłości. Wstała z łóżka i wyszła z pokoju.
- Płacz jej nie pomoże mamo – oznajmiła twardo patrząc na matkę z góry.
- Yui… - Aya, przyjaciółka jej matki niemal się zapowietrzyła słysząc jej słowa. Przecież właśnie zmarła córka tej biednej kobiety. Ona nie mogła po prostu przejść nad tym do porządku dziennego.
- Co? – Yui zacisnęła mocniej pięści spoglądając na obie kobiety. – Płacz nie zwróci jej życia! – krzyknęła ze złością. – Aiko by tego nie chciała!
- Wynoś się stąd! Wynoś się! – matka dziewczyny rzuciła w nią wazonem, sprawiając, że Yui mimowolnie odskoczyła. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, kiedy matka złapała za szklankę i znów w nią wycelowała. – Wynoś się – powtórzyła dźwigając się z podłogi. Szybko znalazła się przy córce i uderzyła ją w twarz, po czym bezceremonialnie wyrzuciła ją z mieszkania, zamykając za nią drzwi.
- Mamo! Mamo! – dziewczynka przez chwilę waliła w drzwi pięściami, ale kiedy to nie pomogło wybiegła na dwór. Śnieg chrzęścił jej pod stopami odzianymi jedynie w trampki. Nie miała też na sobie kurtki, a zimny wiatr sprawiał, że trzęsła się z zimna. Biegła na oślep, nie mając konkretnie obranego kierunku. W końcu zdyszana zatrzymała się i opadła na śnieg. Znajdowała się na wzgórzu, które tak kochała. Ukryła twarz w dłoniach, próbując uspokoić swój oddech. Musiała się zastanowić co robić dalej. Nie mogła przecież wrócić do domu. Matka z pewnością by jej nie wpuściła. Pierwsze łzy same znalazły ujście z jej oczu, ale szybko otarła je kantem dłoni. Przecież obiecała sobie być silna. Nie mogła pozwolić sobie na płacz. Musiała teraz stać się głową rodziny, bo widząc matkę w takiej rozsypce była niemal pewna, że sobie nie poradzą. Nie była pewna jak długo tam siedziała pogrążona w swoich myślach, kiedy usłyszała za sobą głos swojego przyjaciela, nawołujący ją. Nie ruszyła się jednak z miejsca, mając nadzieję że jej nie zauważy.
- Yui! – Kazuya w końcu ją dopadł. Przystanął zdyszany przy niej i pociągnął ją do góry, przytulając mocno do siebie. – Martwiłem się o ciebie, głuptasie. Wszyscy się martwimy – jęknął, próbując natychmiast ją rozgrzać. Zarzucił jej na ramiona swoją kurtkę i spojrzał w jej czekoladowe oczy. – Yui nie musisz być silna – oznajmił cicho, głaszcząc ją po policzku. Nigdy nie przeszkadzały jej jego gesty. Był od niej trzy lata starszy i przywiązała się do niego. Poczuła łzy w oczach, więc wtuliła się w niego mocniej płacząc cicho. Jej ciałem wstrząsnął szloch, a jego koszulka zaczęła robić się wilgotna, ale nie przejął się tym. Przytulił ją mocniej do siebie pozwalając płakać. Był tam dla niej, starając się ją pocieszyć. Nie mógł zrobić nic więcej. Mógł być jedynie oparciem w taki, lub inny sposób.
- Chodź – mruknął w końcu, kiedy dziewczyna się uspokoiła. – Wracajmy, twoja mama odchodzi od zmysłów – uśmiechnął się do niej łagodnie, a jej serce jakby zabiło odrobinę szybciej. Może jednak mama nie była na nią aż taka wściekła?

My hopes are surely stronger than yours
But I can’t put them into words
21.02.2002

- Kazuya! Kazuya! – Yui nie mogła dłużej czekać, więc pobiegła do budynku, w którym mieszkał jej przyjaciel i dobijała się teraz do jego drzwi. Otworzyła mu matka chłopaka zapraszając do środka.
- Yui, Kazuya uczy się do końcowych egzaminów. Nie przeszkadzaj mu dobrze? – poprosiła z uśmiechem. Dziewczyna skinęła głową i weszła do pokoju chłopaka. Usiadła na jego łóżku po turecku.
- Kazuya, pani Shirayuki obiecała pomóc mi dostać się do Haru Gakuen – oznajmiła z rumieńcami wyraźnie malującymi się na jej policzkach. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że miała szansę wyrwać się z Soraki i uczęszczać do prywatnego liceum. Wystarczyło jedynie przyjść na test i zdać go najlepiej jak potrafiła. Jej zamiłowanie do muzyki mogło tu tylko pomóc. W końcu jeśli udałoby jej się wygrać konkurs młodych talentów miałaby czym się pochwalić. Przygotowywała się do niego całymi dniami, a teraz pragnęła pochwalić się przyjacielowi ze swoich planów na przyszłość.
- Cieszę się – mruknął chłodno Kazuya, nie zaszczycając jej nawet przelotnym spojrzeniem. Siedział pochylony nad biurkiem z nosem wściubionym w książki, ucząc się do swoich egzaminów. Yui nie miała mu tego za złe. Rozumiała jak ważna nauka jest dla chłopaka. W końcu kończył liceum i pragnął dostać się na medycynę, a jednak ten chłodny ton ją zabolał.
- Nieprawda – uśmiechnęła się lekko. – Nie cieszysz.
- Yui, nie mam teraz czasu na głupoty – oznajmił wreszcie patrząc jej prosto w oczy. – Muszę zająć się swoimi egzaminami – wyjaśnił niemal odprawiając ją gestem dłoni.
Dziewczyna zacisnęła wargi i ścisnęła trzymany przez cały czas bilet na recital, gdzie miała grać. Położyła go na jego biurku i wyszła z pokoju bez słowa. Miała nadzieję, że przyjdzie. Wesprze ją jak zwykle, zwłaszcza że ona zawsze przy nim była, kiedy miał coś ważnego. Zawsze znalazła dla niego czas. Potrafiła odwołać swe plany tylko po to, by spędzić z Kazuyą noc, kiedy to denerwował się przed wynikami. Rozumiała jego marzenia i nadzieje, ale on najwyraźniej zapomniał co jest ważne dla niej.

03.03.2002

W dniu koncertu czekała na niego, czekała tak długo jak tylko mogła. Nie przyszedł. Zacisnęła pięści. Nie mogła poddać się tylko dlatego, że jej najlepszy przyjaciel nie zrozumiał jej nadziei. Wyszła na scenę przywdziewając jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Usiadła przy pianinie i zagrała tak jak potrafiła najlepiej. Muzyka porwała ją w wir wspomnień, pozwalając na chwilę zapomnienia. W tej jednej chwili nie liczyło się nic więcej. Zakończyła z autentycznym uśmiechem na twarzy. Wygrała. Zgarnęła pierwszą nagrodę będąc najmłodszą uczestniczką konkursu.
Tego samego wieczoru ktoś zadzwonił do drzwi jej mieszkania. Otworzyła tylko po to by zobaczyć w nich Kazuyę. Ściskał coś w dłoniach, a jego twarz promieniała szczęściem.
- Dostałem się! Yui, dostałem się! – oznajmił porywając ją w ramiona i okręcając ją wokół własnej osi. Była na niego zła, ale przełknęła dumę i uśmiechnęła się szeroko.
- Naprawdę?! Gratuluję! Kazuya, spełnisz swoje marzenia! – zaśmiała się radośnie, całując go mocno w usta. Odpowiedział tym samym. Przyciągnął ją bliżej siebie i oddał pocałunek z pasją.
- A ty? Co zamierzasz robić w przyszłości? – zapytał ją wciąż promieniując szczęściem. Wzruszyła ramionami i poprowadziła go do salonu, gdzie posadziła go na kanapie. Rozejrzał się po nim. – Wciąż marzysz o muzyce? Yui to głupota – pokręcił z niedowierzaniem głową. – Powinnaś robić coś za co będziesz mogła się utrzymać.
Tymi słowami zniszczył wszystko. Warga zadrgała jej niebezpiecznie. Powstrzymywała łzy cisnące się jej do oczu. Tak bardzo nie chciała robić mu wyrzutów. Obróciła się na pięcie i odnalazła statuetkę, po czym postawiła go przed nią.
- Wygrałam ją dzisiaj – oznajmiła z dumą. – Będę uczęszczała do Haru Gakuen. Zostałam przyjęta – dodała spokojnie.
- Z tymi napuszonymi dzieciakami? Yui myślałem, że masz większe aspiracje – pokręcił głową z dezaprobatą, a ona nie mogła w to uwierzyć.
- Co się z tobą stało Kazu? – zapytała go cicho, po czym wyprosiła go z mieszkania, nie czekając na odpowiedź. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, rzuciła się na kanapę i rozpłakała. Miała wrażenie, że traci przyjaciela.

Have you come to comfort me?…Thank you

28.02.2005

Wróciła do pustego mieszkania i rzuciła plecak w kąt. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że jej mama ją opuściła. Zabiła się. Tak po prostu zabiła się, zostawiając ją samą na tym świecie. Zrobiła to cztery dni temu, a Yui wciąż bała się o tym myśleć. Nie miała też do kogo pójść, by się wyżalić. Po powrocie ze szkoły siadała więc przy pianinie i płakała. Nie mogła niczego zagrać. Za bardzo bolało ją serce. Nie chciała komponować już żadnych ballad. W końcu miała ich zdecydowanie za dużo.  Życie wreszcie zaczynało się jej układać, a matka zdecydowała się dołożyć wszelkich starań, by Yui nie poczuła się zbyt szczęśliwa.
- Nienawidzę cię – wymsknęło jej się, a palce ciężko zagrały kilka fałszywych nut. Roześmiała się gorzko i zamknęła instrument. Z westchnieniem zaparzyła sobie herbaty i zabrała się do nauki. Kończyła liceum i musiała zdecydować się co robić dalej. Postawiła na nauczanie. Chciała zostać nauczycielem, ale nie porzucała muzyki. Podpisała kontrakt na swoją pierwszą płytę z mało znaną wytwórnią, choć mogła to zrobić z większym molochem. Takumi polecał jej kilka dobrych wytwórni, które z pewnością byłyby nią zainteresowane, ale ona je odrzuciła. Postanowiła robić to powoli, bo w życiu nie mogła pozwolić by woda sodowa uderzyła jej do głowy. Bała się nadchodzących zmian, bo nie wiedziała czy sobie z nimi poradzi. Byłoby jej zdecydowanie łatwiej, gdyby miała przy sobie wspierająca matkę. Niestety musiała zacząć radzić sobie sama.
Dzwonek do drzwi wyrwał ją z otępienia. Podniosła się z kanapy i powlokła do drzwi. Nie spodziewała się go w nich ujrzeć i nie wiedziała co powinna zrobić. Kazuya jednak nie czekał na zaproszenie. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i przycisnął ją do siebie, głaszcząc delikatnie po plecach, jakby chcąc ją uspokoić. Łzy na nowo popłynęły po jej policzkach. Przy nim nie potrafiła udawać, że wszystko jest w porządku i mimo że nie rozmawiali ze sobą od tego felernego wieczoru, który przydarzył się trzy lata wcześniej, teraz dziękowała mu za to, że przyjechał. Przyjechał specjalnie dla niej z Tokio. Zrobił sobie przerwę w nauce, by móc spędzić z nią kilka chwil. Pozwoliła mu zabrać się do pokoju, gdzie długo siedzieli bez słowa. Żadne nie wiedziało co powiedzieć, ale poprzez ciszę wyrazili wszystko co ich dzieliło. Tej nocy Yui spała jak niemowlę nie martwiąc się o nic. Wreszcie mogła powiedzieć, że się wyspała.

Sometimes I sing
The first song I ever wrote, alone
26.03.2007

Swoje dwudzieste urodziny, Yui zapamięta do końca życia. Weszła wtedy w dorosłość, ale nie to przychodzi jej na myśl, kiedy o nich myśli. To był jeden z najgorszych dni jej życia. Strzelanina jaka wywiązała się na ulicach Soraki, sprawiła że serce na moment jej stanęło. Nie wiedziała jak to się stało, że nagle znalazła się w centrum piekła. Krzyki umierających ludzi sparaliżowały ją na moment. Zanim udało jej się wygrzebać z torebki mały pistolet leżała na ziemi z krwawiącą nogą. Zaklęła siarczyście mierząc do swojego oprawcy. Wystrzeliła kilka razy pilnując by go nie zabić. Nie chciała mieć ludzkiego życia na sumieniu. Mężczyzna upadł sprawiając, że odzyskała oddech. Dźwignęła się na kolana i spróbowała wstać, ale to nie było takie proste.
- Yui! – krzyk Kazuyi zatrzymał ją w miejscu. Była na linii strzału. Nie zdążyła wykonać żadnego gestu. Poczuła silne ramiona chłopaka obejmujące ją ze wszystkich sił i jego cichy okrzyk, kiedy kula trafiły w niego, sprawiając że umarł w jej ramionach. Umierał z uśmiechem na twarzy. Raz jeszcze zobaczyła w nim swojego starego przyjaciela. Tego, którym był kiedy byli dziećmi. Zawsze był tam gdzie go potrzebowała. Łzy stanęły jej w oczach i zrobiła najgłupszą rzecz w swoim życiu. Strzeliła do samej siebie. Do dziś pamięta, że ostatnie o czym pomyślała była ulga. Wreszcie mogła odpocząć. Jednakże szczęście wciąż było po jej stronie. Lekarzom udało się ją odratować…

You, all I can do is sing, it’s OK now,
I’ll live life my way
10.09.2012

Yui ułożyła bukiet kwiatów na grobie swojej ukochanej osoby. Uśmiechnęła się delikatnie i złożyła ręce do modlitwy. Przez chwilę trwała w milczeniu wpatrując się w płytę nagrobkową. Dopiero po chwili zapaliła kadzidełka i usiadła na ziemi, wyciągając gitarę.
- Wiesz Kazuya możesz wreszcie być ze mnie dumny. Teraz żyję po swojemu – uśmiechnęła się pokazując mu jak bardzo silna się stała. Już nie płakała nad jego grobem. Pogodziła się z tą stratą, choć bolało. Musiała to przyznać przed samą sobą, jak i przed nim. Bolało, bo wszystkie osoby, które kochała powoli odchodziły. Miała wrażenie, że to jakieś fatum. Fatum, na które nic nie mogła poradzić. – Sama dokonuję wyboru – dodała po chwili, zagryzając wargę. Przesunęła dłonią po chłodnej płycie nagrobkowej. – Wszystkiego najlepszego Kazu – szepnęła, po czym zagrała pierwszą piosenkę, jaką kiedykolwiek napisała. Pierwszą, którą przedstawiła podczas 14 urodzin Kazuyi. Zagrała ją raz jeszcze przenosząc się do tamtych chwil. Z uśmiechem na twarzy i dwoma łzami spływającymi jej po policzkach. Gdzieś tam przez chwilę pragnęła, by jej przyjaciel wrócił i żałowała, że to już niemożliwe.

You, you said God is sure to be watching us
You, and I smiled for the first time, say more smart things like that


[Słowa piosenki "Blue wind" Yui Yoshioki w tłumaczeniu angielskim.  Pierwsza część opowiadania w dość telegraficznym skrócie, choć i tak wyszła dłuższa niż przypuszczałam. Mam nadzieję, że Was nią nie zanudzę :) ]

5 komentarzy:

Takano | Jun pisze...

[ej noooo ;__; czemu go zabiłaś?]]

Unknown pisze...

[No przepraszam... potrzebowałam go nieżywego do całej skomplikowanej osobowości Yui...

Takano | Jun pisze...

[mógł żyć! On był taki fajny ;__; jest zua!]

Unknown pisze...

[;__; czy tylko ja się rozkleiłam...]

Unknown pisze...

[Yuu... no przepraszam Cię bardzo <3 Niestety umarło mu się... ale jest ciepło chowany w serduszku Yui :)

Saori: Dziękuję, nie chciałam doprowadzić do płaczu... ]