You, I couldn’t laugh
at a single one of your jokes
You…but I knew you were doing it to be nice
You…but I knew you were doing it to be nice
26.03.1997
- Mogę? Naprawdę? – Yui z
błyszczącymi oczyma patrzyła na dość pokaźnej wielkości pudło stojące przed
nią. Było odrobinę niższe od niej samej, ale w końcu kończyła dziesięć lat.
Chciała jak najszybciej odpakować prezent.
- Po to go tu przyniosłem! –
roześmiał się serdecznie Kazuya.
Dziewczynka nie czekała dłużej na
zaproszenie. Od razu dobrała się do pudła. Była tak ciekawa jego zawartości, że
z trudem powstrzymywała się przed rzuceniem się na nie i rozrywaniem na
kawałeczki. Bała się popsuć to co było w środku. W końcu jednak uporała się z
taśmą klejącą, którą było oklejone i otworzyła, tylko po to by znaleźć w nim
kolejne, acz nieco mniejsze, pudło. Dźwięczny śmiech Kazuyi sprawił, że
obróciła się na pięcie i spiorunowała go wzrokiem. Tak bardzo chciała się
dowiedzieć co jest w środku, a ten parszywie się z niej naśmiewał. Mogła się
tego po nim spodziewać. Jej przyjaciel często robił kawały, które niespecjalnie
ją śmieszyły.
- Mou, jesteś okropny! –
naburmuszyła się krzyżując ręce na piersiach.
Nie chciała jednak tak szybko się
poddać, toteż tupnęła kilka razy nogą wyrażając tym całą swoją złość i wróciła
do rozpakowywania. W kolejnym pudle znalazła jeszcze jedno, a potem następne i
następne. W końcu zostało maleńkie pudełko skąd wypadła karteczka z ręcznie
wykaligrafowanymi wskazówkami.
- Kazuya! – jęknęła przeciągle
powstrzymując łzy. Machnęła mu przed oczyma karteczką. – Kazuya mou jeśli to
kolejny żart… - zagroziła mu, ale ten ze śmiechem wyciągnął ją z mieszkania.
Przez chwilę maszerowali szarymi ulicami Soraki, by wreszcie dostać się na jej
obrzeża. Niewielu ludzi przychodziło na „Wzgórze Nadziei” jak zwykła je nazywać
Yui, a Kazuya zazwyczaj nie miał nic przeciwko jej wybujałej wyobraźni. To tam
zazwyczaj spędzali czas po szkole, bawiąc się bądź po prostu siedząc jedno obok
drugiego zatopieni w swoich myślach. Teraz jednak Yui nie widziała magii tego
miejsca. Było jej zimno i do tego dochodziła frustracja po odpakowaniu prezentu
i znalezieniu jedynie kolejnych wskazówek.
- Wszystkiego najlepszego,
głuptasie – zaśmiał się chłopak, prawdopodobnie nie chcąc już jej dłużej męczyć
z szukaniem. Podszedł do ich ulubionego dębu i odszukał schowanej za nim
bezkształtnej paczuszki. Wręczył ją na ręce przyjaciółki, a ta z pewną dozą
sceptyczności powoli ją otworzyła. Jej oczom ukazał się najwspanialszy prezent
jaki mogła sobie wymarzyć. Spojrzała na Kazuyę nie potrafiąc powstrzymać się od
uśmiechu, po czym rzuciła mu się w ramiona i ucałowała w policzek.
- Dziękuję – szepnęła przez
chwilę tak tuląc się do niego, po czym wróciła do swojej nowej przyjaciółki.
Ręcznie robiona gitara błyszczała nowością. Przesunęła palcami po strunach, by
z uśmiechem odczytać sentencję wygrawerowaną na jej brzegu:
„Życie, bądź mi przyjacielem i spraw, bym nie utraciła siebie, na Twych krętych
drogach.”
Uśmiechnęła się z rozczuleniem i
przytuliła do siebie gitarę, wciąż nie mogąc wykrzesać z siebie niczego więcej
niż dziękuję. Obiecała sobie, że nigdy nie zapomni tej chwili. Chwili, w której
jej uczucia zostały w pełni zrozumiałe. Patrzyła na Kazuyę i wiedziała, że on
ją rozumie. Rozumie ją jak nikt inny.
- Teraz możesz zacząć spełniać
swoje marzenia – oznajmił cicho błyskając przy tym swoimi białymi ząbkami i
sprawiając, że i ona uśmiechnęła się do niego szczerze.
Even crying tears of
regret is different…in the wind
25.12.1997
Nie mogła dłużej znieść tej
przygnębiającej atmosfery. Zawodząca matka oraz próbujące pocieszyć ją
przyjaciółki, a do tego wszystkiego ten odór śmierci, który wciąż unosił się w
ich mieszkaniu. Nie potrafiła zmusić się do płaczu, mimo tej oczywistej
tragedii. Siedziała na rozpadającym się łóżku z kolanami podciągniętymi pod
brodę. Obejmowała je patrząc tępo na Aiko, która leżąc na swoim posłaniu
wyglądała jakby spała. Nie oddychała już i to ona była pierwszą osobom, która
tego ranka to odkryła, a jednak do tej pory nie mogła zmusić się do płaczu. W
końcu wyrwana z letargu przez kolejny jeszcze głośniejszy szloch matki
przyprawił ją o mdłości. Wstała z łóżka i wyszła z pokoju.
- Płacz jej nie pomoże mamo –
oznajmiła twardo patrząc na matkę z góry.
- Yui… - Aya, przyjaciółka jej
matki niemal się zapowietrzyła słysząc jej słowa. Przecież właśnie zmarła córka
tej biednej kobiety. Ona nie mogła po prostu przejść nad tym do porządku
dziennego.
- Co? – Yui zacisnęła mocniej
pięści spoglądając na obie kobiety. – Płacz nie zwróci jej życia! – krzyknęła
ze złością. – Aiko by tego nie chciała!
- Wynoś się stąd! Wynoś się! –
matka dziewczyny rzuciła w nią wazonem, sprawiając, że Yui mimowolnie
odskoczyła. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, kiedy matka złapała za
szklankę i znów w nią wycelowała. – Wynoś się – powtórzyła dźwigając się z
podłogi. Szybko znalazła się przy córce i uderzyła ją w twarz, po czym
bezceremonialnie wyrzuciła ją z mieszkania, zamykając za nią drzwi.
- Mamo! Mamo! – dziewczynka przez
chwilę waliła w drzwi pięściami, ale kiedy to nie pomogło wybiegła na dwór.
Śnieg chrzęścił jej pod stopami odzianymi jedynie w trampki. Nie miała też na
sobie kurtki, a zimny wiatr sprawiał, że trzęsła się z zimna. Biegła na oślep,
nie mając konkretnie obranego kierunku. W końcu zdyszana zatrzymała się i
opadła na śnieg. Znajdowała się na wzgórzu, które tak kochała. Ukryła twarz w
dłoniach, próbując uspokoić swój oddech. Musiała się zastanowić co robić dalej.
Nie mogła przecież wrócić do domu. Matka z pewnością by jej nie wpuściła.
Pierwsze łzy same znalazły ujście z jej oczu, ale szybko otarła je kantem
dłoni. Przecież obiecała sobie być silna. Nie mogła pozwolić sobie na płacz.
Musiała teraz stać się głową rodziny, bo widząc matkę w takiej rozsypce była
niemal pewna, że sobie nie poradzą. Nie była pewna jak długo tam siedziała
pogrążona w swoich myślach, kiedy usłyszała za sobą głos swojego przyjaciela,
nawołujący ją. Nie ruszyła się jednak z miejsca, mając nadzieję że jej nie
zauważy.
- Yui! – Kazuya w końcu ją
dopadł. Przystanął zdyszany przy niej i pociągnął ją do góry, przytulając mocno
do siebie. – Martwiłem się o ciebie, głuptasie. Wszyscy się martwimy – jęknął,
próbując natychmiast ją rozgrzać. Zarzucił jej na ramiona swoją kurtkę i
spojrzał w jej czekoladowe oczy. – Yui nie musisz być silna – oznajmił cicho,
głaszcząc ją po policzku. Nigdy nie przeszkadzały jej jego gesty. Był od niej trzy
lata starszy i przywiązała się do niego. Poczuła łzy w oczach, więc wtuliła się
w niego mocniej płacząc cicho. Jej ciałem wstrząsnął szloch, a jego koszulka
zaczęła robić się wilgotna, ale nie przejął się tym. Przytulił ją mocniej do
siebie pozwalając płakać. Był tam dla niej, starając się ją pocieszyć. Nie mógł
zrobić nic więcej. Mógł być jedynie oparciem w taki, lub inny sposób.
- Chodź – mruknął w końcu, kiedy
dziewczyna się uspokoiła. – Wracajmy, twoja mama odchodzi od zmysłów –
uśmiechnął się do niej łagodnie, a jej serce jakby zabiło odrobinę szybciej. Może
jednak mama nie była na nią aż taka wściekła?
My hopes are surely
stronger than yours
But I can’t put them into words
But I can’t put them into words
21.02.2002
- Kazuya! Kazuya! – Yui nie mogła
dłużej czekać, więc pobiegła do budynku, w którym mieszkał jej przyjaciel i
dobijała się teraz do jego drzwi. Otworzyła mu matka chłopaka zapraszając do
środka.
- Yui, Kazuya uczy się do
końcowych egzaminów. Nie przeszkadzaj mu dobrze? – poprosiła z uśmiechem. Dziewczyna
skinęła głową i weszła do pokoju chłopaka. Usiadła na jego łóżku po turecku.
- Kazuya, pani Shirayuki obiecała
pomóc mi dostać się do Haru Gakuen – oznajmiła z rumieńcami wyraźnie malującymi
się na jej policzkach. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że miała szansę wyrwać
się z Soraki i uczęszczać do prywatnego liceum. Wystarczyło jedynie przyjść na
test i zdać go najlepiej jak potrafiła. Jej zamiłowanie do muzyki mogło tu
tylko pomóc. W końcu jeśli udałoby jej się wygrać konkurs młodych talentów
miałaby czym się pochwalić. Przygotowywała się do niego całymi dniami, a teraz
pragnęła pochwalić się przyjacielowi ze swoich planów na przyszłość.
- Cieszę się – mruknął chłodno
Kazuya, nie zaszczycając jej nawet przelotnym spojrzeniem. Siedział pochylony
nad biurkiem z nosem wściubionym w książki, ucząc się do swoich egzaminów. Yui
nie miała mu tego za złe. Rozumiała jak ważna nauka jest dla chłopaka. W końcu kończył
liceum i pragnął dostać się na medycynę, a jednak ten chłodny ton ją zabolał.
- Nieprawda – uśmiechnęła się
lekko. – Nie cieszysz.
- Yui, nie mam teraz czasu na
głupoty – oznajmił wreszcie patrząc jej prosto w oczy. – Muszę zająć się swoimi
egzaminami – wyjaśnił niemal odprawiając ją gestem dłoni.
Dziewczyna zacisnęła wargi i
ścisnęła trzymany przez cały czas bilet na recital, gdzie miała grać. Położyła
go na jego biurku i wyszła z pokoju bez słowa. Miała nadzieję, że przyjdzie.
Wesprze ją jak zwykle, zwłaszcza że ona zawsze przy nim była, kiedy miał coś
ważnego. Zawsze znalazła dla niego czas. Potrafiła odwołać swe plany tylko po
to, by spędzić z Kazuyą noc, kiedy to denerwował się przed wynikami. Rozumiała
jego marzenia i nadzieje, ale on najwyraźniej zapomniał co jest ważne dla niej.
03.03.2002
W dniu koncertu czekała na niego, czekała tak długo jak tylko mogła. Nie przyszedł. Zacisnęła pięści. Nie mogła poddać się tylko dlatego, że jej najlepszy przyjaciel nie zrozumiał jej nadziei. Wyszła na scenę przywdziewając jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Usiadła przy pianinie i zagrała tak jak potrafiła najlepiej. Muzyka porwała ją w wir wspomnień, pozwalając na chwilę zapomnienia. W tej jednej chwili nie liczyło się nic więcej. Zakończyła z autentycznym uśmiechem na twarzy. Wygrała. Zgarnęła pierwszą nagrodę będąc najmłodszą uczestniczką konkursu.
Tego samego wieczoru ktoś
zadzwonił do drzwi jej mieszkania. Otworzyła tylko po to by zobaczyć w nich
Kazuyę. Ściskał coś w dłoniach, a jego twarz promieniała szczęściem.
- Dostałem się! Yui, dostałem
się! – oznajmił porywając ją w ramiona i okręcając ją wokół własnej osi. Była
na niego zła, ale przełknęła dumę i uśmiechnęła się szeroko.
- Naprawdę?! Gratuluję! Kazuya,
spełnisz swoje marzenia! – zaśmiała się radośnie, całując go mocno w usta. Odpowiedział
tym samym. Przyciągnął ją bliżej siebie i oddał pocałunek z pasją.
- A ty? Co zamierzasz robić w
przyszłości? – zapytał ją wciąż promieniując szczęściem. Wzruszyła ramionami i
poprowadziła go do salonu, gdzie posadziła go na kanapie. Rozejrzał się po nim.
– Wciąż marzysz o muzyce? Yui to głupota – pokręcił z niedowierzaniem głową. –
Powinnaś robić coś za co będziesz mogła się utrzymać.
Tymi słowami zniszczył wszystko.
Warga zadrgała jej niebezpiecznie. Powstrzymywała łzy cisnące się jej do oczu.
Tak bardzo nie chciała robić mu wyrzutów. Obróciła się na pięcie i odnalazła
statuetkę, po czym postawiła go przed nią.
- Wygrałam ją dzisiaj – oznajmiła
z dumą. – Będę uczęszczała do Haru Gakuen. Zostałam przyjęta – dodała spokojnie.
- Z tymi napuszonymi dzieciakami?
Yui myślałem, że masz większe aspiracje – pokręcił głową z dezaprobatą, a ona
nie mogła w to uwierzyć.
- Co się z tobą stało Kazu? –
zapytała go cicho, po czym wyprosiła go z mieszkania, nie czekając na
odpowiedź. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, rzuciła się na kanapę i
rozpłakała. Miała wrażenie, że traci przyjaciela.
Have you come to
comfort me?…Thank you
28.02.2005
Wróciła do pustego mieszkania i
rzuciła plecak w kąt. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że jej mama ją opuściła. Zabiła
się. Tak po prostu zabiła się, zostawiając ją samą na tym świecie. Zrobiła to
cztery dni temu, a Yui wciąż bała się o tym myśleć. Nie miała też do kogo
pójść, by się wyżalić. Po powrocie ze szkoły siadała więc przy pianinie i
płakała. Nie mogła niczego zagrać. Za bardzo bolało ją serce. Nie chciała
komponować już żadnych ballad. W końcu miała ich zdecydowanie za dużo. Życie wreszcie zaczynało się jej układać, a
matka zdecydowała się dołożyć wszelkich starań, by Yui nie poczuła się zbyt
szczęśliwa.
- Nienawidzę cię – wymsknęło jej
się, a palce ciężko zagrały kilka fałszywych nut. Roześmiała się gorzko i
zamknęła instrument. Z westchnieniem zaparzyła sobie herbaty i zabrała się do
nauki. Kończyła liceum i musiała zdecydować się co robić dalej. Postawiła na
nauczanie. Chciała zostać nauczycielem, ale nie porzucała muzyki. Podpisała
kontrakt na swoją pierwszą płytę z mało znaną wytwórnią, choć mogła to zrobić z
większym molochem. Takumi polecał jej kilka dobrych wytwórni, które z pewnością
byłyby nią zainteresowane, ale ona je odrzuciła. Postanowiła robić to powoli,
bo w życiu nie mogła pozwolić by woda sodowa uderzyła jej do głowy. Bała się
nadchodzących zmian, bo nie wiedziała czy sobie z nimi poradzi. Byłoby jej
zdecydowanie łatwiej, gdyby miała przy sobie wspierająca matkę. Niestety
musiała zacząć radzić sobie sama.
Dzwonek do drzwi wyrwał ją z
otępienia. Podniosła się z kanapy i powlokła do drzwi. Nie spodziewała się go w
nich ujrzeć i nie wiedziała co powinna zrobić. Kazuya jednak nie czekał na
zaproszenie. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i przycisnął ją do
siebie, głaszcząc delikatnie po plecach, jakby chcąc ją uspokoić. Łzy na nowo
popłynęły po jej policzkach. Przy nim nie potrafiła udawać, że wszystko jest w
porządku i mimo że nie rozmawiali ze sobą od tego felernego wieczoru, który
przydarzył się trzy lata wcześniej, teraz dziękowała mu za to, że przyjechał. Przyjechał
specjalnie dla niej z Tokio. Zrobił sobie przerwę w nauce, by móc spędzić z nią
kilka chwil. Pozwoliła mu zabrać się do pokoju, gdzie długo siedzieli bez
słowa. Żadne nie wiedziało co powiedzieć, ale poprzez ciszę wyrazili wszystko
co ich dzieliło. Tej nocy Yui spała jak niemowlę nie martwiąc się o nic. Wreszcie
mogła powiedzieć, że się wyspała.
Sometimes I sing
The first song I ever wrote, alone
The first song I ever wrote, alone
26.03.2007
Swoje dwudzieste urodziny, Yui
zapamięta do końca życia. Weszła wtedy w dorosłość, ale nie to przychodzi jej
na myśl, kiedy o nich myśli. To był jeden z najgorszych dni jej życia.
Strzelanina jaka wywiązała się na ulicach Soraki, sprawiła że serce na moment
jej stanęło. Nie wiedziała jak to się stało, że nagle znalazła się w centrum
piekła. Krzyki umierających ludzi sparaliżowały ją na moment. Zanim udało jej
się wygrzebać z torebki mały pistolet leżała na ziemi z krwawiącą nogą. Zaklęła
siarczyście mierząc do swojego oprawcy. Wystrzeliła kilka razy pilnując by go
nie zabić. Nie chciała mieć ludzkiego życia na sumieniu. Mężczyzna upadł
sprawiając, że odzyskała oddech. Dźwignęła się na kolana i spróbowała wstać,
ale to nie było takie proste.
- Yui! – krzyk Kazuyi zatrzymał
ją w miejscu. Była na linii strzału. Nie zdążyła wykonać żadnego gestu. Poczuła
silne ramiona chłopaka obejmujące ją ze wszystkich sił i jego cichy okrzyk,
kiedy kula trafiły w niego, sprawiając że umarł w jej ramionach. Umierał z
uśmiechem na twarzy. Raz jeszcze zobaczyła w nim swojego starego przyjaciela. Tego,
którym był kiedy byli dziećmi. Zawsze był tam gdzie go potrzebowała. Łzy
stanęły jej w oczach i zrobiła najgłupszą rzecz w swoim życiu. Strzeliła do
samej siebie. Do dziś pamięta, że ostatnie o czym pomyślała była ulga. Wreszcie
mogła odpocząć. Jednakże szczęście wciąż było po jej stronie. Lekarzom udało
się ją odratować…
You, all I can do is
sing, it’s OK now,
I’ll live life my way
10.09.2012
Yui ułożyła bukiet kwiatów na
grobie swojej ukochanej osoby. Uśmiechnęła się delikatnie i złożyła ręce do
modlitwy. Przez chwilę trwała w milczeniu wpatrując się w płytę nagrobkową.
Dopiero po chwili zapaliła kadzidełka i usiadła na ziemi, wyciągając gitarę.
- Wiesz Kazuya możesz wreszcie
być ze mnie dumny. Teraz żyję po swojemu – uśmiechnęła się pokazując mu jak
bardzo silna się stała. Już nie płakała nad jego grobem. Pogodziła się z tą
stratą, choć bolało. Musiała to przyznać przed samą sobą, jak i przed nim.
Bolało, bo wszystkie osoby, które kochała powoli odchodziły. Miała wrażenie, że
to jakieś fatum. Fatum, na które nic nie mogła poradzić. – Sama dokonuję wyboru
– dodała po chwili, zagryzając wargę. Przesunęła dłonią po chłodnej płycie
nagrobkowej. – Wszystkiego najlepszego Kazu – szepnęła, po czym zagrała pierwszą
piosenkę, jaką kiedykolwiek napisała. Pierwszą, którą przedstawiła podczas 14
urodzin Kazuyi. Zagrała ją raz jeszcze przenosząc się do tamtych chwil. Z
uśmiechem na twarzy i dwoma łzami spływającymi jej po policzkach. Gdzieś tam
przez chwilę pragnęła, by jej przyjaciel wrócił i żałowała, że to już
niemożliwe.
You, you said God is
sure to be watching us
You, and I smiled for the first time, say more smart things like that
You, and I smiled for the first time, say more smart things like that
[Słowa piosenki "Blue wind" Yui Yoshioki w tłumaczeniu angielskim. Pierwsza część opowiadania w dość telegraficznym skrócie, choć i tak wyszła dłuższa niż przypuszczałam. Mam nadzieję, że Was nią nie zanudzę :) ]
5 komentarzy:
[ej noooo ;__; czemu go zabiłaś?]]
[No przepraszam... potrzebowałam go nieżywego do całej skomplikowanej osobowości Yui...
[mógł żyć! On był taki fajny ;__; jest zua!]
[;__; czy tylko ja się rozkleiłam...]
[Yuu... no przepraszam Cię bardzo <3 Niestety umarło mu się... ale jest ciepło chowany w serduszku Yui :)
Saori: Dziękuję, nie chciałam doprowadzić do płaczu... ]
Prześlij komentarz